CALL US
MEET US
BOOK US
  • HOME
  • ABOUT
  • BLOG
  • THERAPY
    • METHOD
    • THERAPEUTIC EXPRESSIONS
    • REFERENCES
    • LECTURE & TALK
    • PLACE & PRICE
  • PORTFOLIO
    • POETRY
    • WEDDING PHOTOGRAPHY
    • CHILDREN PHOTOGRAPHY
    • ART PHOTOGRAPHY
    • DRAWING CHILDREN
    • DRAWING ART
    • PAINTINGS
    • BOOKS
  • PO POLSKU
  • STORE
  • CONTACT
    • Info
MENU

Wszystkie wiersze na/all of my poems on Instagram @wierszepolnocne

 

W przestrzeni 

zawieszonej pomiędzy 

wspomnieniami

gdzie nie ma nic

i jest wszystko.

Gdzie wiszący most

uczuć 

kołysze łzy w rytm kroków.

W dolinie spinającej echem

samotność 

gdzie zapachy oślepiają,

przypadkowe słowa, strzępki mchu

dotykają powiek,

Jestem ja.

Zapatrzona w przestrzeń wykrojoną 

ciężarem wskazówek.

O poranku

O poranku

świerk wysyła ci 

swoje nagie zdjęcie

skąpane w pierwszym słońcu.

Mewa zwalnia w locie 

by nie umknęły twojej uwadze

seledynowe promienie zorzy

wplecionej w pióra.

O poranku

szron cukrzy się na skalnym espresso

a ty jesteś w ciszy

pomiędzy myślami, które za chwilę 

wejdą na scenę,

i tymi które nie dostały roli. 

Strata

 

Zanurzyła dłonie

w chłodnej otchłani

kuchennego stołu.

Żeglując nieskończone mile

do ostatniego śniadania

które nigdy się nie stało.

 

Śniadania idealnego.

Zrobione innego dnia.

Dnia w którym zawróciła w progu.

Dnia w którym inaczej odczytała światło, 

dnia w którym usłyszała krzyk

swetra zatrzymanego drzazgą w futrynie.

 

Tamtego poranka, 

po tamtej stronie progu

obudziła ją wcześniej,

uśmiechnęła się dłużej, 

przytuliła ją mocniej.

 

Chleb był święty 

kawa nie za gorąca.

Czas się zatrzymał.

Nad oceanem śniadań 

na które nikt już nie czeka. 

Mgla

Mgła

niewidzialny szept

antidotum na dysharmonię świata.

Przeliterowany deszcz 

kropla rozbita na pojedyncze nuty.

Wychudzone ciepło 

poszukujące pustego kokonu.

Wilgotny kurz strzepnięty z półśpiących świerków.

Cisza.

Pielgrzym

Jestem pielgrzymem

na leśnej drodze 

usłanej zmiętą pościelą, 

pachnącą kochankami, których już nie ma.

Zmęczone stopy

czytają szepty na powierzchni

czarnego oceanu,

który precyzyjnymi przypływami 

daje i przyjmuje życie.

Zamykam oczy

wsłuchując się w zieleń.

Przez chwilę moja podróż ma sens.

Stąpam po miękkich księgach

z czerstwymi okruchami oczekiwań 

między niekończącymi się stronami.

Przewracam je z trudem,

z nadzieją na znalezienie pokarmu.

Widzę rany na ciałach olbrzymów,

Pęknięcia krwawiące piórami i bluszczem. 

Ich bezdźwięczne cierpienie

odnajduje pokrewieństwo w źrenicach,

studniach pojących mój wewnętrzny las.

Jestem pielgrzymem 

na chwilę 

mierzoną niewidzialnym zegarem.

Jedynym dowodem na moje istnienie 

jest sekunda w oku ptaka pytającego:

Kim jesteś? 

Wiatr z Południa

Południowy wiatr puka dziś w moje okna.

Ciepłą dłonią głaszcze śliwkowe drzewko, szepcze pobliskim skałom w których śpią nietoperze. 

Przesuwa meble na werandzie,

Szach mat.

Wygrywa. 

Zamykam oczy i pozwalam 

by runami pierwszych kropli deszczu zapisał na mojej twarzy dzień który nadchodzi.

Spotkanie

Spotkanie na peronie Wszechświata,

zagubione w ciepłej przestrzeni 

dłoni ściskających bilet do horyzontu.

Osobne stoliki kolejowej kawiarni, 

a między nimi bezduszna granica

na deszczowy paszport 

pisany łzami na rozmarzonych policzkach. 

Spotkanie bez słów, 

niecierpliwe, stęsknione…

Z podręcznym bagażem melancholii

chwyconym w biegu. 

Cisza odmierzona semaforem

i spadającą kurtyną powiek, 

zamiast spóźnionego pociągu. 

 

Wersja II

Dwoje nieznajomych

zagubiony w ciepłej przestrzeni

dłoni ściskających bilety do horyzontu.

Spotkanie 

w bezbarwnej kolejowej kawiarni

gdzie zmęczone stoły żądają paszportów

napisanych tuż przed chwilą

łzami na rozmarzonych twarzach.

Głodna cisza między nimi

i brak słów w kawiarnianym menu.

Niecierpliwość,

tęsknota,

bagaż podręczny złapany w biegu,

wypełniony gwiezdnym pyłem i poranną muzyką.

Czas zatrzymany przez semafor.

Opadająca kurtyna powiek,

zamiast spóźnionego pociągu.

♾️

Infinity is the awareness of existing in the souls of other people, 

bathing in their irises, 

seeing a bird as if it brought a new message every day, 

reading the cyrillic waves as if it was the only language you know. 

 

Namietnosc

Gniewny wiatr podąża za mną.

Zazdrośnie szepcze w rozpięty sweter,

gładzie się chłodem na sercu 

słuchając kołysanki serca.

Cicho, cicho…

Maluje dla mnie most z chmur

pytając czy wiem dokąd prowadzi.

Do nieskończoności? - pytam.

Plącze włosy, 

maczając je w lodach waniliowych. 

Słodkie kosmyki smakują 

nad jeziorem w którym śpią rusałki.

Mulberries 

taste like 

dance 

of sun and snow 

on my tongue.

My lips shine

like the Northern Star. 

 

Houses

Daleko na Północy jest drewniana chata.

Niepozorna i ślepa, 

zamieszkała przypadkowo, 

przez spóźnione dniem leśne dusze.

W marzeniach jest letnim domem

gdzieś daleko, na wyspie. 

Na pięciolinii drewnianych słoi

spierzchnięte nuty pieśni 

o sztormowym oceanie

pod niebieskimi powiekami okien,

o białych jak piasek firanach

oddychających lekko

wdech….

wydech…

O kluczu w czyjejś ciepłej kieszeni 

zamiast wygasłego ogniska.

 

Daleko na Południu jest samotny dom.

Zbudowany na klifie

wybrzmiałego śmiechu. 

W marzeniach jest leśną chatą

z łabędzim piórem na progu, 

i rozpłakanym, świerkowym śniegiem

zamiast porannej modlitwy.

W jego marzeniach ściany bez adresata otula mech,

poi wrzosowym deszczem 

spieczone niebieskie powieki.

Kropla

po kropli.

W brzozowym marzeniach

można odpocząć w oczekiwaniu na powrót,

a w drzwiach nie ma klucza

dla spóźnionych na zachód słońca 

dusz. 

 

There is a wooden shelter 

in the northern forest 

where only homeless souls live. 

It is poor and eyeless,

with a longing music notes 

written in the tree rings.

It is dreaming of being a summer house 

somewhere south, on an island.

Imagining sand white curtains

fluttering in the wind,

breathing in… breathing out… 

And about blue eyelids of windows 

flirting with a stormy sea. 

Abandoned fireplace 

doesn’t hurt any longer, 

because there is always a house key

laying in someone’s warm pocket.

 

There is a summer house 

 on the southern island,

built on the cliff of a late laughter.

Dreaming of being a wooden shelter,

somewhere in north, 

under aurora skies.

With a swan feather on the doorstep 

and snow tears instead of morning prayer. 

It is dreaming about green moss 

soothing wounds abandoned walls,

watering parched blue eyelids

drop by drop…

There, 

in the birch shadow, it is easier to wait.

And there is no key to the house 

so those who are late for sunset 

can always get in.

where echo 

builds

a bridge 

loneliness 

doesn’t exist 

 

raindrops

and time

vanish

in the ocean 

of infinity 

Are you here?

Listen,

how silent is here.

Sit with me for a while… 

Let us just be.

Lonely

together.

Mgła

niewidzialny szept

antidotum na dysharmonię świata.

Przeliterowany deszcz 

kropla rozbita na pojedyncze nuty.

Wychudzone ciepło 

poszukujące pustego kokonu.

Wilgotny kurz strzepnięty z półśpiących świerków.

Cisza.

 

Powrot

W progu domu rozmywają się widoki

i mgłą malowane krajobrazy.

Woda wypłukuje z moich włosów

dym z ogniska, ptasie pióra,

zapach lasu, deszczu nuty.

Zanim ostania akwarela 

spłynie z mojej skóry,

wdycham zapach świerkowych igieł 

dryfujących w jeziorze obojczyka. 

 

It is a poem 

for the places I left behind.

For green dressed trees

at my breakfast table,

for blue bird with one song only.

This is a poem 

for raindrops with the faultless timing 

rhythm and scent, 

and for echo sleeping 

in moose’s track.

This is a poem 

for places I should stay longer in.

For spaces between mountains 

filled with music, mist and smoke.

This the poem 

for my little heart.

for being able to adore those moments.

And for the Universe 

to making it one of it’s planets.,

 

Thoughts about you

are in everything I eat.

Every taste 

tastes like thought about you.

Colors bring touch.

Seductive wave of wine

throw sweetness of watermelon 

and red pelargonia 

into the impossible tango.

And I am not sure anymore 

is it my mouth that tastes those thoughts 

or are they my eyes…

Music of scents

brings thoughts of journey 

faraway 

from the stone castle of doubt. 

Sometimes I am scared

that we will burn

like messengers from the Space

going through the atmosphere.

And it feels like a sweet dilemma,

while we are breathing in 

ozonic doubt,

should we dive into death

pleasing others’ eyes?

Or should we stay forever lonely?

 

If we fall

burning souls…

 

Look! Look! …

… they are gone. 

 

 

Come in.

It is dark only between 

door and the first minute.

As soon as you start to feel 

night sneaking between your fingers 

you will feel mine reading your face.

Who are you stranger? 

Which forest path brought you here?

 


NAVIGATE

home about blog  

FIND US

Mobile Address Bergen  
IMAGES PROVIDED BY EDYTA GUDBRANDSEN & THOMAS GUDBRANDSEN © 2020
Crafted by PhotoBiz
CLOSE
  • HOME
  • ABOUT
  • BLOG
  • THERAPY
    • METHOD
    • THERAPEUTIC EXPRESSIONS
    • REFERENCES
    • LECTURE & TALK
    • PLACE & PRICE
  • PORTFOLIO
    • POETRY
    • WEDDING PHOTOGRAPHY
    • CHILDREN PHOTOGRAPHY
    • ART PHOTOGRAPHY
    • DRAWING CHILDREN
    • DRAWING ART
    • PAINTINGS
    • BOOKS
  • PO POLSKU
  • STORE
  • CONTACT
    • Info
CALL US
MEET US
BOOK US