Dzban Boga
Saturday, May 23, 2020 | By: Edyta Gudbrandsen
Wiatr obudził mnie świstem zagranym na szczelinie pod dachem. Zwykła pobudka, ale w czasie sztormu potrafi na tej szczelinie wygrywać nuty requiem, a wtedy nie jestem pewna, czy dach nie zamieni miejsc z wiatrem. Dziś na szczęście wiatr hula tyle o ile. Tyle by przegonić małe bałwany po morzu, potrząsnąć brzózkami.
Wiatr jest jak niewidzialna gospodyni zmiatająca oddechem okruchy ze stołu, kurz ze starego albumu. Czasami trzepocąca pościelą. Czasami jest tylko szeptem pod dachem.
Tydzień temu sąsiad mieszkający na dole fiordu zaczął wycinać wielkie sosny i świerki, które stały w dumnym szpalerze. Spaceruję tą drogą prawie codziennie więc zmiana była porażająca. Mimo, że wycięcie tych drzew było kwestią czasu, z uwagi na bezpieczeństwo, to fakt że wierna moimi spacerom armia leży teraz poległa sprawił, że zrobiło mi się smutno.
W czasie studiów, na jednym z zajęć z Per Espen Stoknes pojechaliśmy do lasu. Dostaliśmy zadanie by znaleźć coś co do nas przemówi. Kamień, gałąź, mech, grzyb, śmieć... Nie miało znaczenia co. Po prostu coś, co w jakiś sposób przykuje naszą uwagę. Z tym co znaleźliśmy, mieliśmy nawiązać kontakt i posłuchać o czym opowiada. A później w jego imieniu przemawiać na Radzie Wszystkich Żyjących przed studentami i nauczycielami.
Zdaję sobie sprawę, że to, co piszę może wydawać się absurdalne. Takie hokus pokus nawiedzonych eko-psycho-studentów. Coż, to było jedno z moich najpiękniejszych życiowych przeżyć, które na zawsze będę pamiętać i które włączyłam do terapeutycznej pracy. Jeśli masz grupę ludzi, którzy nie rozumieją dlaczego powinniśmy dbać o naturę, przyślij ich do mnie. Przy odrobinie szczęścia przeżyją coś, co zmieni ich sposób myślenia.
Dla mnie było to potwierdzenie, że mój sposób patrzenia na otaczający świat nie jest dziwny. Jest po prostu dostrojony do tej samej fali na której jest natura. Ja jestem jej częścią, ona jest częścią mnie. Jesteśmy równoprawnymi użytkownikami świata.
Ciągnę więc psy w gąszcz połamanych, pociętych gałęzi. Do świeżych, olbrzymich kikutów pni. "Chodźcie musimy policzyć słoje". Dotykam opuszkami chropowatej powierzchni pnia. Liczę. Sosna, lat 65, sosna, lat 70, świerk lat 78, świerk, lat 75. Ogarnia mnie smutek. W głowie przelatują myśli o tym, co te drzewa widziały, ile sztormów przerwały, ile ptaków wykluło się w ich konarach... Ale też twarze bliskich, którzy odeszli. Ich twarze są twarzami drzew, drzewa są moimi bliskimi.
Chealsea i Lord patrzą na mnie. Jesteśmy jedynymi uczestnikami na pogrzebie.
A teraz siedzę w domu, przy porannej kawie. Patrzę na rozpościerający się widok. Wycięte drzewa zmieniły krajobraz, który był niezmienny od 13 lat. Tam gdzie stały utworzył się klin łączący się z morzem na horyzoncie. Wygląda to tak jakby morze było dzbanem z którego ktoś wlewa wodę do fiordu, jakby ktoś przechylał dzban w niekończącym się geście hojności.
Jak mam to zrozumieć?
#ludzie #Bóg #życie #terapia #sztuka #blog #zmysły #natura #norwegia #drzewa
0 Comments