Podróż w czasie
Wednesday, February 10, 2021 | By: Edyta Gudbrandsen
Kilka tygodni temu zaczął prószyć śnieg. Znów. A to wcale nie takie oczywiste. Zdarzają się zimy takie jak ta w 2010, kiedy śnieg leżał tu przez trzy miesiące, woda w studni się skończyła, a ja topiłam śnieg na kominku. W domu była wtedy czwórka chłopców i trzy psy. Raz wodę dostarczyła straż pożarna, ale dwa razy musieliśmy kupić wodę. Maile do powiatu, desperacja. Taki paradoks. Norwegia 2010.
Ale to się zdarza nie często. Zazwyczaj pada tu deszcz, a śniegiem niebo soli ot tak, by doprawić chrupiącą skórkę skalnej ziemi.
Nie wiem jak to się stało, że tygodnie minęły, że czas na pisanie przeciekł przez palce. Żadnego podsumowania, przemyśleń na koniec roku... Może dlatego, że ten rok był taki dziwny. Trudny, rozlazły, wypełniony strachem i bezsilnością. Zerknęłam na statystykę postów dzisiaj. Najbardziej czytanym tekstem była "Wagina", "Kobiałka z kobietami" i te o fotografii. O waginach, cellulicie, PMS, menopauzie i tego typu sprawach będzie więcej. Wciąż jest miejsce na refleksje, które skłonią nas do integracji wiedzy, a nie tylko pokiwania głową i chwilowej ulgi. Wciąż jest miejsce na bycie mniejszym hipokrytą. Mam na myśli również samą siebie.
W moje myśli wkradają się sąsiedzi Agnieszka i Paweł. Bo z nimi to jest taki super układ, kochamy się, ale nie włazimy sobie na głowę. Możemy na siebie liczyć - tak sobie szybko myślę, że na szala liczenia zdecydowanie przechyla się na moją korzyść. I przez te tygodnie, kiedy mnie tu nie było byli oni. Było ognisko ze swojską kiełbachą. Za chwilę jeszcze do nich wrócę...
Och, dziś naprawdę prószy. Nie widzą dzbanu Boga zza śnieżnej kurtyny.
Święta minęły jakoś spokojniej. A może to tylko wstrzymany oddech?
Natura wciąż jak balsam. Spacery. Wypełnianie pandemicznej przestrzeni lodowo/zielonym oddechem.
Spacer w nocy na Herdli. Morena pokryta lodem.
I nagle...
Piruet życia.
Telefon. Thomas przewrócił się i doznał urazu głowy. Coś jest nie tak, bo niewyraźnie mówi. Jestem w domu, on 35 km od domu. Koordynacja przez telefon. Pogotowie, szpital. Neurochirurgia. Krwotok mózgu, wiele złamań czaszki. Dwie doby ciszy. Niepewności, braku informacji. Mimo, że jestem w systemie jako najbliższa osoba nikt do mnie nie dzwoni, a jak ja dzwonie to wszyscy są zajęci. Pomaga mi najstarszy syn Th. On uzyskuje więcej informacji. Wymieniamy się tym, co wiemy. Nie, nie mogę go zobaczyć, nie mogę odwiedzić z powodu pandemii.
Ale co jeśli już nigdy? Jak to nie mogę? To niemożliwe... Bezduszne.
Dom zaciska ściany wokół mnie. Jest cicho. Jednym z pierwszych pytań, które pojawia się w mojej głowie to to czy będę go mogła jeszcze powąchać. Zanurzyć nos w waniliową dolinę między szyją i obojczykiem. W wyobraźni podróżuję do szpitala. Sprawdzam w jakim jest stanie, wyobrażam sobie jak wygląda człowiek po takim urazie. Staram się nie czytać nic w internecie.
Idę nad fiord, tam gdzie byłam milion razy. Zdrowaś Mario łaskiś pełna...
Trzy dni później Th próbuje do mnie zadzwonić. Żołądek wywraca mi sie na drugą stronę, kiedy słyszę jego głos zabarwiony afazją. Tak. Nie. Tak. Nie. Nic więcej nie potrafi powiedzieć. Ale to nieważne. Żyje. Później dostaję sms, który nie ma najmniejszego sensu. Próbuję czytać słowa tak jak czytam słowa migrantów uczących się norweskiego. Lata słuchania różnych dialektów i rozumienia struktur językowych tworzonych przez obcokrajowców. To wszystko przydaje się teraz.
Gdzieś głęboko jest przeraźliwy strach, że ukochana osoba, którą znam stała się kimś obcym. Na krawędzi nocy sprawdzam telefon i modlę się by nie było w nim wiadomości, bo czuję, że ten lęk siedzi pod łóżkiem i tylko czeka. Dzień przed wypadkiem byliśmy na Herdli. Już wtedy lód skuł wszystko dookoła. Szliśmy w mroku. Było tak jakoś dziwnie. Uwielbiam Herdlę, ale w ten wieczór wydawała się jakaś obca, jakby mrok podchodził za blisko. Zimno, wiatr. Th odwracał się wielokrotnie i sprawdzał, czy wciąż tam jestem:"Boje się, że upadniesz i rozbijesz głowę, a ja nie będę tego słyszał". Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to było jak ostrzeżenie, którego nie miałam szansy zrozumieć.
Następne tygodnie to wolty, piruety, taniec emocji, pytania. W końcu dom.
180 cm sofy czekającej jakby nigdy nic na serial na Netflixie. Psiska zwijające się w kłębek jakby nigdy nic. Wschód i zachód przepływający nad horyzontem.
Może chciałbyś się gdzieś przejść? Chce iść do sąsiadów. Jest niedziela. Pytam Agnieszki czy pasuje. Agnieszka w pracy, ale będzie po południu. Więc pasuje. Mieliśmy tylko na kawę, ale Paweł jak to Paweł zastawia stół. Piecze udo jagnięce, robi pączki. Przynoszę ze sobą kimchi. Mały słoiczek na spróbowanie. Ostanie pączki pomagam turlać.
Th wygląda normalnie i zachowuje się jak przedtem. Wszystko co potrząsnęło naszym życiem jest niewidoczne. Czas przyniesie odpowiedź na wiele pytań.
Te pączki. Jedne z najlepszych jakie jadłam. Agnieszka zanurza je w lukrze jakoś tak... Między słowami. Spokojnie. Wychodzą jak z Blikle.
Pytam, czy mogę wziąć trochę drewna, bo nam się skończyło, a w sklepie też nie ma. Paweł rzuca tylko: Później. A później to on po prostu tacha wieczorem dwie torby pełne drewna, a wcześniej "przy okazji" odgarnia nam śnieg. A następnego dnia też targa torby z drewnem.
To jest początek 2021. Mróz trzyma już trzy tygodnie. Śnieg skrzypi pod stopami. Kominek ze zbyt starym kominem daje z siebie wszystko. Moje serce trzepocze jak wychudzona bogatka.
Próbuję zrozumieć, poukładać. Wzbijam się w górę, by zobaczyć to wszystko, co się stało z innej perspektywy. Z wysokości moje życie i życie moich bliskich nie wydaje się ważniejsze od życia innych ludzi i ich bliskich. Życie jest ważne i kruche. Dla wszystkich.
Zakończę ten wpis prośbą o to byście szanowali zdrowie i życie. I zawsze znaleźli czas, by powiedzieć ludziom to, co chcecie powiedzieć, co jest ważne by wiedzieli. Dlatego, że czasami trzeba godzin, dni, tygodni by to zrobić, a tylko sekund, by kogoś stracić.
2 Comments
Feb 12, 2021, 1:54:04 AM
Edyta - I to jest właśnie to, co Twoje dzieci będą pamiętały... Wspólne chwile, dzieciństwo z mamą, która była "osiągalna". Dzieci uczą się od nas tak czy inaczej, ale te dobre chwile trzeba przeżyć. Ich się nie da nauczyć. Ale można sié nauczyć zrobić miejsce w dniu codziennym na wartościowe chwile. Dziękuję za dobre słowa, za dzielenie się refleksjami. Ściskam Cie mocno <3
Feb 11, 2021, 7:59:56 PM
Karolina - Dziekuje Ci za ten wpis. Po mojej prawej i lewej stronie spią moi chłopcy ucalowalam ich czoła,nie bedzie dzis ani jutro krzataniny domowej odrabiania lekcji, mycia podlogi, prania układania...i wielu innych rzeczy w których gubię ich,dzis i jutro weźmiemy "jabłuszka" pojdziemy pozjezdzac na Gorki ,bedziemy jesc na kanapie i nawet nakruszymy, w tych okrukach bedziemy ogladac Szreka ,zrobimy baze pod stołem ,nie pojdziemy o 19.00 sie myc .Bedziemy szczęśliwi ze soba razem.Miejcie sie dobrze Edytko.Pozdrowienia dla sasiadow. P.s u nas piekna zima ,juz dawno takiej nie było .