Światło
Monday, May 11, 2020 | By: Edyta Gudbrandsen
Po przyjeździe do Norwegii pojęcie światła zyskało dla mnie nowy wymiar. Światło stało się ważną częścią życia, pracy, elementem, którego nie mogłam uważać dłużej za coś oczywistego. Długie, zimowe noce i długie letnie dni dostroiły mnie do innego pojmowania rytmu pracy i pokazały jak bardzo zależymy od ciepła i jasności. Słońce stało się partnerem w fotografowaniu, opiekunem pszczół, osuszaczem mchu i przeciekającego dachu. Przeganiaczem chłodnego od skał cienia, lekkim pledem na stopy...
Pierwsza była zima. Niekończące się - tak mi się wydawało - noce, a przecież na zachodzie Norwegii, tu gdzie mieszkam jest dużo jaśniej niż na północy, gdzie słońce nie wschodzi ponad horyzont przez dwa miesiące. Tak jest na przykład na Przylądku Północnym. W Tromsø, nie widać słońca przez wiele tygodni. Wyobraź sobie, że budzisz się, idziesz do pracy, kładziesz się spać, a za oknem jest ciemno przez cały czas. Więc mimo, że tu gdzie mieszkam słońce wchodzi ponad horyzont na kilka godzin (wschod 9.46, zachod 15.27) poczucie niekończącego się mroku ogarnia ciało i myśli. Ciemność wyznacza to co widzisz i jak długo widzisz otaczający cię świat. Przestrzeń dookoła kurczy się. Jakby universum chowało kulę ziemską w dłoni na czas zimy...
A propos kuli ziemskiej. Na pewno znacie, trzymaliście kiedyś w dłoni szklane kuleczki do zabawy. Przezroczyste, albo te z muśnięciem koloru. Jest piękny tekst, jeden z najpiękniejszych norweskich tekstów jakie znam napisany przez Erika Bye:"Jeg drømte at vår Herre var en pode med reven brok og skrubbsår på hver legg. Jeg så ham klinke kule med vår klode i muntre sprett mot universets vegg."
Co w moim tłumaczeniu brzmi: Śniłem, że nasz Pan był małym szkrabem, w podartych portkach, z obtartymi kolanami. Widziałem go jak radośnie turla naszym globem uderzając nim w ściany wszechświata".
Piękne prawda? Postaram się przytoczyć ten tekst w całości przy innej okazji, jest tego wart.
Światło...
A kiedy przychodzi lato... Kiedy przychodzi lato świat nie kładzie się spać. Ptaki przysypiają tylko, z budzikiem nastawionym na dwie godziny. Niebo nie ciemnieje. Powietrze pachnie zielono przez całą noc. W takie noce leżę czasami cicho żeby nie obudzić drzew i ptaków. Nie czuję się zmęczona, ale czuję, że wszystko wokół mnie zbiera siły na kolejny dzień i że to "wszystko" musi odpocząć.
Kiedyś fotografowaliśmy w Tana Bru, na północy, niedaleko Kirkenes. Słońce wsiało nad horyzontem jak lampion. Ludzie tam mieszkający pracowali do późnych godzin nocnych. Mówili, że w lecie nie stać ich na to by nie pracować tak długo. Muszą zdążyć ze wszystkim przed niekończącą się nocą. Słońce na północy ma władzę, jest Bogiem. Jest ważnym symbolem w kulturze ludzi tam żyjących, zwłaszcza w kulturze lapońskiej.
W lecie łapie się promienie słoneczne do słoików jak dojrzałe śliwki. W lecie siedzi się bez celu i sensu i pozwala ciepłu przeszukiwać kieszenie. W świetle świat jest wielki. Oczy widzą sąsiednią wyspę, dwie sosny ścigające się we wzroście, skały kapiące rudym żelazem, parę orłów kołujących nad fiordem. W świetle odkrywa się wszystko na nowo. Widzi się wolniej, uważnej. Rozróżnia kolorystyczne niuanse. Zachwyca oczywistościami. Jest się wdzięcznym. Jest się w świetle. Światłem.
W lecie przychodzi Masaj. Wędruje ze swoją włócznią przez skałę przytuloną do domu. Zawsze czekam na jego przybycie. Kiedy w końcu przybywa, dumny, wyprostowany czuję jakby oczekiwany gość wrócił po długiej wędrówce. I trochę mi smutno, bo wiem, że mój Masaj odejdzie na zimę i wróci dopiero za rok.
Ale póki co jest. I pije ze mną popołudniową kawę.
#słońce #norwegia #światło #wszechświat #terapia #życie
0 Comments