Nadzieja
Apr 26, 2025 | By: Edyta Gudbrandsen
Zerkam na datę ostatniego postu. Cztery lata temu. A wydwalo mi się, ze to wczoraj. Wracając tutaj musiałam usunąć śmieci i połamane gałęzie leżące na drodze. Ja to było? Gdzie to było? Strona spycha mnie w statystyki, w miejsca, które zawsze brzmiały troche obco. Nagle widzę, ze teksty były czytane przez tysiące osób, a nie kilkanaście jak wcześniej myślałam. Zatrzymuje się, by pomyśleć czy to ma dla mnie znaczenie. Jestem tu z powrotem, ponieważ potrzebowałam przestrzeni, która jest wolna, od kakofonii mediów społecznościowych. Cos w relacjach, które tam są sprawia, ze nie mogę się tam zasiąść. Nie mogę zasiąść się w sobie. A ja chyba lubie byś z moimi myślami sam na sam. Jest we mnie również ta część, która ma potrzebę dzielenia się myślami z innymi. Ba, jest część mnie, która nawet myśli, ze moje myśli mogą kogoś zainspirować, tak jak mnie inspirują inni. No i jest tez język. Język, który pasuje jak stara, ulubiona sukienka, która w dobrym świetle ma wciąż wdzięk, a złym świetle po prostu jest. Przykrywa to co trzeba, leży miękko na skórze i pozwala mi wypuścić brzuch.
Wiec gdzie jestem po czterech latach?
Jestem starsza - przekroczyłam magiczna 50 tle, a to jak otwarcie somatyczno-mentalnego portalu to świata gdzie się jest na haju bez środków odurzających - mądrzejsza, bardziej świadoma mojej - jak to pięknie mówi norweski - niedostateczności. Mam za soba kolejne lata klinicznego doświadczenia w pracy z ludźmi, kursy i trzy lata kolejnych studiów. Wiedza, która poznaje daje mi sile, ale i obezwładnia mnie. Wszystko, czego nie wiedziałabym gdybym nie przeczytała wszystkich tych tekstów i książek. Wszystkie te książki i teksty, których nigdy nie przeczytam. Umrę głupia, myśląc ze na dzięki Bogu liznęłam kilka stron z księgi życia.
Zbieram myśli, by zapytać siebie: Quo vadis? Quo vadis Edyta? Wciąż nie wiem, ale wiem, ze idę wolniej. Ze zamiast podróżować w super szybkim pociągu, przesiadłam się do starej ciuchajki, która swoim rytmem kołysze moje serce i pozwala mi dostrzegać elementy krajobrazu, a nie tylko rejestrować nieskończoną się smugę horyzontu.
Kilka dni temu rozmawiałam z pacjentka, która ma chroniczne myśli samobójcze. Młoda, piękna, pracowita, zasobna. Jej ostatnia sesja grupowa była inna. Kiedy pracowała ze swoim obrazem, cos w niej jakby po raz pierwszy odważyło się zanurkować w moment teraźniejszy. Patrząc na to jak pracuje czułam, ze dzięki niej zanurzam się w krystalicznie czysta i chłodna wodę na której góry kładą się monumentalnym cieniem. Po terapii grupowej miałyśmy rozmowę indywidualna. "Wielkanoc była lepsza niż ta rok temu". Kiwam głową. "Twój proces był inny dzisiaj. Przez moment byłas jednym z twoim obrazem". Uśmiecha się. "Tak. Zdałam sobie sprawę tego, ze to lubie. Odrazu irytuje się na siebie, bo to trochę dziwne przyznać, ze to Lubie" - śmieje się. "Hm... bo polubienie oznacza, ze jest w życiu cos co jest warte życia?". Kiwa głową. "Cos się zmienia, ale ja nie wiem, czy to już zmiana; nie mam odwagi myśleć, ze cos może się zmieniać. A jeśli się zmienia, to jak duża musi być zmiana, by nazwać to zmiana?" Myślę przez chwile, pozwalając jej słowa usiąść we mnie. "A może póki co wystarczającym jest to, ze rejestrujesz ruch? Ze odkrywasz w sobie nurt, który gdzieś chce cie zaprowadzić. Jak leśny strumyk, który się placze, wije, ale zawsze znajduje drogę?". Kiwa głową. W jej oczach jest cos, czego oboje się boimy. Nadzieja.
0 Comments